
poniedziałek, 7 czerwca 2010
Szukając motywacji

To właśnie my :)
wtorek, 1 czerwca 2010
Animator (Karpiu)

Pod względem determinacji przegrywa tylko z Chrablem. Jest naszym wyrzutem sumienia i zegarynką zarazem. Wylicza, ile kto opuścił treningów, pierwszy proponuje terminy kolejnych, sam jest gotowy biegać nawet pijany po weselu i poprawinach, o wielogodzinnych remontach u jego babci nie wspominając. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że z naszej czwórki ćwiczących na Włókniarzu jest najbardziej systematyczny.
O ile o pseudonim dla Chrabla (porywacz) i Krucha (biegacz) było łatwo, to już przy Karpiu zastanawiałem się wyjątkowo długo. Animator. Bo nie daje nam zapomnieć, po co zaczęliśmy trenować, ale też dlatego, że wyznacza nam rytm treningów. Rytm zupełnie niezwykły. Przykład:
Tak biega Kruchu: tup, tup, tup, tup, tup, tup (gdyby zostawić go na chwilę samego, wypić piwo z kumplami, obejrzeć mecz i wrócić usłyszelibyśmy to samo, miarowe) tup, tup, tup, tup.
A tak biega Karpiu: tup, TUP, Tup, tup-tup, tuuuuup, tup-tup-tup-tup, tup. Tuputupu, TUP.
Karpiu już dawno pogodził się z myślą, że nie będzie biegał jak nakazują podręczniki. Nie martwi się stabilizowaniem oddechu ani mistrzowską postawą. A skoro się nie martwi, to może swobodnie z nami rozmawiać. To wymaga dużego samozaparcia, bo my dla odmiany staramy się trzymać rytm, więc Karpiowi na jego minutowy monolog odpowiadamy półsłówkami albo wcale. W zamian jesteśmy na bieżąco z informacjami ze stadionów świata (głównie z jednego stadionu w Anglii), a Karpiowi łatwiej się biegnie, bo nie myśli o zmęczeniu. Wilk syty i owca cała.
wtorek, 25 maja 2010
Biegacz (Kruchu)

On jeszcze nie jest pewien, że chce być bohaterem.
Foto:
Kruchu: Ciekawe, czy mnie zauważą...
Dziewczyna w środku: O rany, ale szybko biegnie.
Kruchu: Zauważyły! Teraz, odważnie, wdech, wydech, wdech, wydech!
Dopóki biegniemy równo, dobrze jest wsłuchać się w jego rytm, wyrównywać oddech i swoje własne tempo. Łatwiej się biegnie. Szkoda, że podczas maratonu nie będzie na nas czekał. Na treningach też miewa momenty, kiedy używa silnika dwa razy silniejszego niż nasze. Włącza go na kilka okrążeń przed końcem biegania powodując frustrację wszystkich, którzy chcą, a nie mogą. Ale – lata ćwiczeń robią swoje.
Kiedy Kruchu zaczął biegać nie potrafię sobie przypomnieć, za to doskonale pamiętam jego treningi w Ksawerowie, kiedy ćwiczył oddech, postawę, pracę całego ciała. Na efekty nie trzeba było długo czekać, a swoje zrobił na pewno także wrodzony talent. Tempo nieosiągalne dla prawdopodobnie żadnego z nas trzyma do dziś.
Ale żeby do cukierkowego obrazu dorzucić łyżkę dziegciu – Łukasz „Inna liga biegania” Kruszewski na razie jeszcze wcale nie wie, czy będzie bohaterem. Gdyby do jego kondycji dorzucić zapał Karpia czy zawziętość Chrabla, mielibyśmy maratończyka od jutra. A tak, Kruchu wciąż zmaga się z własną motywacją. Jeżeli przekona sam siebie, góry przeniesie. No, przekonuj się, Brachu.
niedziela, 23 maja 2010
Porywacz (Chrabel)

Z pewnością pomógł mu fakt, że jest także znakomitym porywaczem. Porywa się na rzeczy dla innych pozornie nieosiągalne, a zaraz później porywa za sobą tych, którzy jeszcze chwilę temu nie wierzyli. Podobnie było z maratonem.
Obchodził swoje 33. urodziny. Widać miał dosyć tego, że mecze na Orliku spędzał tylko na bramce, a każdy spontaniczny wypad do przodu okupował kosmicznym zmęczeniem. Wkurzało go też zapewne, że każdy bieg dzielił się na dwa etapy. Pierwszy - etap brzuszka vel oponki, czyli tym, co najbardziej wystaje, do przodu. Zaraz za brzuszkiem biegła reszta Chrabla, która jednak nad brzuszkiem miała tylko pośrednią kontrolę. Sternik wkurzył się widać dostatecznie i pomyślał: "Ja jeszcze tym młodym ogierom udowodnię".
Postanowił sobie, że przebiegnie maraton. Natychmiast, jak na porywacza przystało, chwycił za telefon i zaczął porywanie. W sposób, który znają chyba wszyscy jego znajomi (a jeszcze lepiej podopieczni) nakreślił przed nami niezwykły moment wpadania na metę po przebyciu nieco ponad 42 kilometrów. Efekt? Bieganie rozpoczęło kilkanaście osób, część najwytrwalsza biega do dziś.
Chrabel zaś zadziwia, prawdopodobnie także sam siebie. W biegu na 4 kilometry ze stoickim spokojem (patrz: zdjęcie. Chrabel to ten z lewej. Z prawej - Łukasz "Podaj do mnie!" Ścibut. O wytłumaczenie ksywki Łukasza Ś. należy prosić Karpia bądź Krucha) przegonił i mnie, i Karpia, i Kamila, dając się prześcignąć tylko Łukaszowi "Inna Liga Biegania" Kruszewskiemu. A biorąc pod uwagę jego zapał do treningów (niezniszczalny także w deszczu. Byłem świadkiem!), bieg na 10 kilometrów nie będzie dla niego wyzwaniem.
czwartek, 20 maja 2010
Momenty samonapędzające

Dziś już wiemy - naszym celem jest VIII Bieg Europejski w Gnieźnie. Pierwszy półprofesjonalny. Wszyscy pobiegniemy z chipami, które zmierzą nasz dokładny czas. Do numeru startowego z Polska Biega dołożymy kolejny - tym razem z pamiątkowym medalem, który przewidziano dla wszystkich uczestników.
4 kilometry chciałem przebiec poniżej 20 minut. Udało się. Teraz cel brzmi: 10 km poniżej 1 godziny. Według kalkulatora mistrza Skarżyńskiego to oznacza 4 kilometry w 24 minuty. Do zrobienia!
środa, 19 maja 2010
Bohaterowie

Pierwszy etap udanie przebrnęliśmy wszyscy. Kolejny - bieg na 10 kilometrów w Gnieźnie, 4 czerwca, mam nadzieję uda się nam pokonać w tym samym składzie. I, podobnie jak w "O mnie", chęci jest na całe 10 minut, oby i sił wystarczyło.
PS. Dziękuję Kamilka!
sobota, 8 maja 2010
O 4 kilometry lepszy!

środa, 5 maja 2010
Cel wyznaczony
Jest niedziela, godz. 18.00. Chwilę temu wróciłem znad Stawów Jana w Łodzi, gdzie wraz z Karpiem i Chrablem (o nich później) zmierzyliśmy się z kolejnym wyzwaniem, jakie przed początkującymi biegaczami stawia człowiek-biblia polskiego biegania, Jerzy Skarżyński (a o nim wcześniej, znaczy - następnym razem). Wyznaczyliśmy sobie cel - 10 października chcemy przebiec maraton. 42 kilometry 195 metrów.
Ten blog jest kuracją na odchudzanie. Przyszłe anorektyczki (a obecnie normalne kobiety, które się odchudzają, bo....
Bohaterów jest kilku. Było kilkunastu, ale część zapał na dobre wypociła zapał na bieżni. Pozostali sprawdzą się za kilka dni. W sobotę 4-kilometrowy, I Pabianicki Bieg Zamkowy w ramach akcji Cała Polska Biega. Startujemy o 12.30 ze Starego Rynku. Po półtora miesiąca treningów bieg na 4 kilometry to żadne wyzwanie. Nie chcę wygrać, pewnie i tak nie miałbym szans. Ale chcę przebiec. Podobnie będzie z maratonem. Niewielu jest ludzi, którzy mogą powiedzieć: „Przebiegłem maraton”. Ja chcę być jednym z nich. I oby na starcie nas, biegaczy-przyjaciół, stanęło jak najwięcej (i tyluż zameldowało się na mecie, ale przecież pół sportowego świata przysięga, że już sam start na Olimpiadzie to honor i zaszczyt. Co tam, wyniki. Bzdura, co? Każdy stając na starcie marzy o zwycięstwie. My też będziemy. Definicja zwycięstwa zaś nie musi być tak jednoznaczna. Może wystarczy przebiec?).