wtorek, 25 maja 2010

Biegacz (Kruchu)

On jeszcze nie jest pewien, że chce być bohaterem.

Foto:
Kruchu: Ciekawe, czy mnie zauważą...
Dziewczyna w środku: O rany, ale szybko biegnie.
Kruchu: Zauważyły! Teraz, odważnie, wdech, wydech, wdech, wydech!

Ze wspólnych treningów najłatwiej zapamiętać jego plecy. Powinien wypisać sobie na nich coś ciekawego, bo rzadko kiedy udaje się nam go wyprzedzić. Na szczęście – ma to też swoje plusy, bo równie często co plecy, obserwujemy jego stopy. Nic w nich pięknego i to żaden fetysz. Po prostu, chodzi o rytm.

Dopóki biegniemy równo, dobrze jest wsłuchać się w jego rytm, wyrównywać oddech i swoje własne tempo. Łatwiej się biegnie. Szkoda, że podczas maratonu nie będzie na nas czekał. Na treningach też miewa momenty, kiedy używa silnika dwa razy silniejszego niż nasze. Włącza go na kilka okrążeń przed końcem biegania powodując frustrację wszystkich, którzy chcą, a nie mogą. Ale – lata ćwiczeń robią swoje.

Kiedy Kruchu zaczął biegać nie potrafię sobie przypomnieć, za to doskonale pamiętam jego treningi w Ksawerowie, kiedy ćwiczył oddech, postawę, pracę całego ciała. Na efekty nie trzeba było długo czekać, a swoje zrobił na pewno także wrodzony talent. Tempo nieosiągalne dla prawdopodobnie żadnego z nas trzyma do dziś.

Ale żeby do cukierkowego obrazu dorzucić łyżkę dziegciu – Łukasz „Inna liga biegania” Kruszewski na razie jeszcze wcale nie wie, czy będzie bohaterem. Gdyby do jego kondycji dorzucić zapał Karpia czy zawziętość Chrabla, mielibyśmy maratończyka od jutra. A tak, Kruchu wciąż zmaga się z własną motywacją. Jeżeli przekona sam siebie, góry przeniesie. No, przekonuj się, Brachu.

niedziela, 23 maja 2010

Porywacz (Chrabel)

On pierwszy został bohaterem.

Z pewnością pomógł mu fakt, że jest także znakomitym porywaczem. Porywa się na rzeczy dla innych pozornie nieosiągalne, a zaraz później porywa za sobą tych, którzy jeszcze chwilę temu nie wierzyli. Podobnie było z maratonem.

Obchodził swoje 33. urodziny. Widać miał dosyć tego, że mecze na Orliku spędzał tylko na bramce, a każdy spontaniczny wypad do przodu okupował kosmicznym zmęczeniem. Wkurzało go też zapewne, że każdy bieg dzielił się na dwa etapy. Pierwszy - etap brzuszka vel oponki, czyli tym, co najbardziej wystaje, do przodu. Zaraz za brzuszkiem biegła reszta Chrabla, która jednak nad brzuszkiem miała tylko pośrednią kontrolę. Sternik wkurzył się widać dostatecznie i pomyślał: "Ja jeszcze tym młodym ogierom udowodnię".

Postanowił sobie, że przebiegnie maraton. Natychmiast, jak na porywacza przystało, chwycił za telefon i zaczął porywanie. W sposób, który znają chyba wszyscy jego znajomi (a jeszcze lepiej podopieczni) nakreślił przed nami niezwykły moment wpadania na metę po przebyciu nieco ponad 42 kilometrów. Efekt? Bieganie rozpoczęło kilkanaście osób, część najwytrwalsza biega do dziś.

Chrabel zaś zadziwia, prawdopodobnie także sam siebie. W biegu na 4 kilometry ze stoickim spokojem (patrz: zdjęcie. Chrabel to ten z lewej. Z prawej - Łukasz "Podaj do mnie!" Ścibut. O wytłumaczenie ksywki Łukasza Ś. należy prosić Karpia bądź Krucha) przegonił i mnie, i Karpia, i Kamila, dając się prześcignąć tylko Łukaszowi "Inna Liga Biegania" Kruszewskiemu. A biorąc pod uwagę jego zapał do treningów (niezniszczalny także w deszczu. Byłem świadkiem!), bieg na 10 kilometrów nie będzie dla niego wyzwaniem.

czwartek, 20 maja 2010

Momenty samonapędzające


3 maja, Wigilijna 2 mieszkania 10. To jeden z tych momentów. Pełni po uszy pysznego mięsa z grilla siedzimy przed komputerem i wyznaczamy sobie cele. Ma być bieg na 10 kilometrów, ma być weekend 4-6 czerwca. Propozycji jest kilka. Znajdujemy biegi w Krotoszynie, Krzepicach, Urszulinie i Bukownie. Decyzja co do miejscowości nie zapada. Zapada natomiast ta o wiele ważniejsza - że w ogóle biegniemy.
Dziś już wiemy - naszym celem jest VIII Bieg Europejski w Gnieźnie. Pierwszy półprofesjonalny. Wszyscy pobiegniemy z chipami, które zmierzą nasz dokładny czas. Do numeru startowego z Polska Biega dołożymy kolejny - tym razem z pamiątkowym medalem, który przewidziano dla wszystkich uczestników.
4 kilometry chciałem przebiec poniżej 20 minut. Udało się. Teraz cel brzmi: 10 km poniżej 1 godziny. Według kalkulatora mistrza Skarżyńskiego to oznacza 4 kilometry w 24 minuty. Do zrobienia!
PS. Takie spotkania są najlepszym lekarstwem na każde zwątpienie. Pomaga wyznaczenie konkretnego celu, postawienie przed sobą wyzwania. Wyzwanie siebie samego na pojedynek. I jeżeli któryś z nas akurat trochę mniej chce, natychmiast zaraża się entuzjazmem pozostałych. Pod koniec spotkania nie myślałem o treningach, o bieganiu co drugi dzień przez godzinę. W głowie miałem moment, kiedy wpadam na metę, zatrzymuję czas, myślę - przebiegłem! Przebiegłem!

środa, 19 maja 2010

Bohaterowie

Czas na przedstawienie bohaterów. Bohater to człowiek, który robi coś ponad swoje siły. Dla nas wszystkich maraton to znacznie więcej niż "swoje siły", podejrzewam nawet, że gdyby te siły pomnożyć razy dwa, to też by ich na 42 kilometry nie wystarczyło. Tu wyglądamy jeszcze całkiem dobrze, bo bieg na 4 kilometry zacznie się dopiero za chwilę. Kiedyś musimy skusić się na takie zdjęcie po godzinnym treningu - wtedy wyglądamy bardziej przekonująco. Jak prawdziwi biegacze - upoceni, zziajani, czerwieni.
Pierwszy etap udanie przebrnęliśmy wszyscy. Kolejny - bieg na 10 kilometrów w Gnieźnie, 4 czerwca, mam nadzieję uda się nam pokonać w tym samym składzie. I, podobnie jak w "O mnie", chęci jest na całe 10 minut, oby i sił wystarczyło.
PS. Dziękuję Kamilka!

sobota, 8 maja 2010

O 4 kilometry lepszy!


Pierwszy oficjalny bieg, pierwszy dramatyczny finisz. Tak bardzo uciekałem przed tym gościem w iście sportowym stroju, że aż wyprzedziłem biegnącą przede mną dziewczynę. Dzięki Kruchu za doping!
Choć za Kruchem, za Chrablem, za Karpiem - jestem zadowolony. Obiecałem sobie być zadowolonym z czasu poniżej 20 minut. Przebiegłem w 19:35, czyli przyzwoicie, pewnie na miarę dzisiejszych możliwości. I wyprzedziłem Marzenę Głaszcz. Niech nikt jej wieku nie wypomina, ale jak patrzę na nią biegającą za piłką od kosza w ekspresowym tempie, to nie dawałem sobie wielkich szans. A jednak - udało się!
Wnioski:
- ćwiczenie czyni mistrza. Michał Olejnik przemknął obok mnie jak wiatr. Potem się przyznał, że zimą przebiega 150 kilometrów tygodniowo.
- prezydent biegał jak umiał, a że nie umiał, to było śmiesznie. Dał jednak dobry przykład.
PS. Krystianowi Dobrzańskiemu dziękuję za zdjęcia!

środa, 5 maja 2010

Cel wyznaczony

Jest niedziela, godz. 18.00. Chwilę temu wróciłem znad Stawów Jana w Łodzi, gdzie wraz z Karpiem i Chrablem (o nich później) zmierzyliśmy się z kolejnym wyzwaniem, jakie przed początkującymi biegaczami stawia człowiek-biblia polskiego biegania, Jerzy Skarżyński (a o nim wcześniej, znaczy - następnym razem). Wyznaczyliśmy sobie cel - 10 października chcemy przebiec maraton. 42 kilometry 195 metrów.

Ten blog jest kuracją na odchudzanie. Przyszłe anorektyczki (a obecnie normalne kobiety, które się odchudzają, bo.... ) na prawo i lewo chwalą się nową dietą wierząc, że trudniej będzie im kiedyś przyznać, że dieta się nie udała. Moją dietą jest trening minimum 3 razy w tygodniu, a siły na zamiary zmierzę 10 października w Poznaniu. Jeżeli się poddam, moją porażkę będziecie możeli obśmiać do woli, a ja będę musiał spojrzeć Wam w oczy.

Bohaterów jest kilku. Było kilkunastu, ale część zapał na dobre wypociła zapał na bieżni. Pozostali sprawdzą się za kilka dni. W sobotę 4-kilometrowy, I Pabianicki Bieg Zamkowy w ramach akcji Cała Polska Biega. Startujemy o 12.30 ze Starego Rynku. Po półtora miesiąca treningów bieg na 4 kilometry to żadne wyzwanie. Nie chcę wygrać, pewnie i tak nie miałbym szans. Ale chcę przebiec. Podobnie będzie z maratonem. Niewielu jest ludzi, którzy mogą powiedzieć: „Przebiegłem maraton”. Ja chcę być jednym z nich. I oby na starcie nas, biegaczy-przyjaciół, stanęło jak najwięcej (i tyluż zameldowało się na mecie, ale przecież pół sportowego świata przysięga, że już sam start na Olimpiadzie to honor i zaszczyt. Co tam, wyniki. Bzdura, co? Każdy stając na starcie marzy o zwycięstwie. My też będziemy. Definicja zwycięstwa zaś nie musi być tak jednoznaczna. Może wystarczy przebiec?).